Forum NENA-LAND Strona Główna

Forum NENA-LAND Strona Główna -> NENA IN ACTION -> Berlin, 19 lipca 2014

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu  
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Yacy




Dołączył: 11 Maj 2013
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pią 23:35, 04 Kwi 2014    Temat postu: Berlin, 19 lipca 2014



Koncert Neny w ramach festiwalu Berliner Rundfunk 70er & 80er Open Air.
Oprócz Neny wystąpią:
Kim Wilde
Maggie Reilly
Middle of the Road
Sharron Levy

Jeszcze niedawno widniała Baccara zamiast Maggie. Zmiana na lepsze.
Mam nadzieję, że usłyszę Moonlight Shadow...
Tak, usłyszę bo się wybieram.
Mamy bilety, ale nie uwierzę dopóki nie zobaczę Neny na scenie Smile

Wybraliśmy taki koncert, bo moja Żona średnio lubi Nenę (chyba tylko wstęp do Irgendwie... Razz) ale bardzo lubi Kim Wilde. No i taki kompromis spowodował, że za 15 tygodni, będę w drodze na spotkanie z Neną.
Nie wierzę ...

Od kilku tygodni przesłuchuję całą dyskografię Neny, łącznie z płytami dla dzieci i być może pokuszę się o przedstawienie topu Jej utworów. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

W każdym razie nie mogę teraz o tym myśleć, bo zaraz pikawka mi zaczyna wariować. Żona patrzy na mnie z lekkim rozbawieniem, ale rozumie co czuję. Chyba. Bo ja sam w to nie wierzę. Neny słucham dokładnie od 30 lat. na 100% słuchałem notowania LP3 gdy debiutował "?", a było to 24.03.1984 roku Smile
Rocznie bywamy na 20-30 koncertach. Pewnie to się nie zmieni, ale na 99,99% mogę powiedzieć, że to będzie najważniejszy koncert mojego życia!

Kończę, bo pikawka ... Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nenaland
Administrator



Dołączył: 29 Sty 2007
Posty: 1895
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pon 18:12, 07 Kwi 2014    Temat postu:

Wow, wspaniale, niesamowicie się cieszę!!!!! Ja również będę na tym koncercie (i jeszcze kilka znajomych osób z Polski, w tym zarówno fani Neny jak i Kim Wilde), więc być może się spotkamy! Smile Super!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yacy




Dołączył: 11 Maj 2013
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Śro 20:57, 25 Cze 2014    Temat postu:



takie mundurki dzisiaj do nas przyjechały Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nenaland
Administrator



Dołączył: 29 Sty 2007
Posty: 1895
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Czw 18:54, 26 Cze 2014    Temat postu:

Super!!!!! A ja tym razem będę "po cywilnemu", bo moja stara koszulka trochę się "wstąpiła", a nowej mi się nie chce robić. Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nenaland
Administrator



Dołączył: 29 Sty 2007
Posty: 1895
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Nie 8:11, 13 Lip 2014    Temat postu:

Załamałam się.... Po sześciu latach zdecydowałam się na koncert Neny, cieszyłam się na usłyszenie nowych piosenek itp, a teraz się okazuje, że to będzie tylko najwyżej godzinny występ z okrojonym programem, bo "to nie jet koncert Neny, tylko festiwal lat 80-tych!!!!" No i po co te wszystkie starania, nerwy, stres, wydane pieniądze.....??? Szkoda, że wcześniej mnie o tym nie poinformowano, bo z pewnoscią nigdzie bym nie pojechała!!!!!!!!!!!!!!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yacy




Dołączył: 11 Maj 2013
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Nie 22:04, 13 Lip 2014    Temat postu:

ja musze napisać, że tego własnie się spodziewałem, bo o tym informował plakat.
ja jednak jestem w innej sytuacji, bo to mój pierwszy koncert... ale gdyby usłyszał coś nowego to bym się nie zmartwił. Smile
mam nadzieję, że będzie pięknie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nenaland
Administrator



Dołączył: 29 Sty 2007
Posty: 1895
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pią 11:28, 18 Lip 2014    Temat postu:

Do zobaczenia w Berlinie! Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nenaland
Administrator



Dołączył: 29 Sty 2007
Posty: 1895
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pią 20:39, 25 Lip 2014    Temat postu:

Moja relacja z koncertu:

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nenaland
Administrator



Dołączył: 29 Sty 2007
Posty: 1895
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Czw 1:01, 07 Sie 2014    Temat postu:

A tutaj wersja rozszerzona Smile

Wspomnienia z podróży do Berlina

Do trzech razy sztuka

Tak naprawdę to wszystko nie miało się wcale wydarzyć. Dwukrotnie udało mi się być na koncercie Neny – w 2007 roku w Soltau i rok później w Ahlbecku – i byłam przekonana, że więcej się już na tak odważny krok nie zdobędę. Wiedziałam doskonale, że taka wyprawa to nie tylko cudowne i niezapomniane przeżycie, ale również ogromny stres i wyzwanie. Im byłam starsza, tym mocniej uświadamiałam sobie, że nie mam już ochoty na takie poświęcenie, i najwyższy czas porzucić marzenia o kolejnym spotkaniu z Neną.
Jednak nigdy dotąd nie byłam na koncercie mojej drugiej, wielkiej idolki - Kim Wilde (mimo, że jakieś 11 razy była w Polsce!) i wciąż było to do „odhaczenia” na liście rzeczy, które chciałabym jeszcze przeżyć. Skoro jednak było już tyle okazji, z których nie skorzystałam, to musiałaby chyba przyjechać do Poznania, żebym w końcu mogła ją zobaczyć. Wink W każdym razie na pewno nie przyszłoby mi do głowy jechać w tym celu do Niemiec! A jednak tak się właśnie stało…

W grudniu ubiegłego roku dowiedziałam się o planowanym na lipiec’2014 festiwalu muzycznym w Berlinie, na którym obok innych gwiazd mają wystąpić także „królowe lat 80-tych” - Nena i Kim Wilde. Kiedyś marzyłam o takim wspólnym koncercie (dwie pieczenie na jednym ogniu! Wink ), więc teraz te pragnienia znowu odżyły. Wraz z moją przyjaciółką Anią Łamarz postanowiłyśmy raz jeszcze rzucić się w wir przygody!

Welcome to the jungle

I tak oto 19 lipca około godziny czwartej nad ranem stawiłam się na dworcu autobusowym na Górczynie. Tam już zaczęły się przygody – niekoniecznie przyjemne. Stałam sobie grzecznie wraz z grupką innych turystów i oczekiwałam na autokar, a tymczasem Ania wysłała mi alarmującego sms-a, że jest już na miejscu i gdzie ja się podziewam, bo za 9 minut autokar odjedzie beze mnie!!!???? Obie zdenerwowałyśmy się nie na żarty! Okazało się, iż pojazd zatrzymał się w zupełnie innym miejscu, na samych peryferiach górczyńskiego dworca! Poinformowałam o tym resztę oczekujących i w te pędy ruszyliśmy na miejsce. Roztrzęsiona i zestresowana przywitałam moją Anię, która już czekała przed autobusem i pomogła mi się ogarnąć. Wreszcie wsiadłyśmy do środka i nasza podróż się rozpoczęła. Chwilę porozmawiałyśmy, a potem przyszedł czas na drzemkę, przy czym Ania od razu zasnęła, a ja do końca podróży nie zmrużyłam oka. Wink
Ok. godz. 8.30 zajechałyśmy do Berlina, gdzie trochę musiałyśmy się natrudzić, by znaleźć drogę z dworca autobusowego do stacji metra – zresztą nie tylko my, bo podobne problemy mieli także inni turyści. Następnie czekał nas skomplikowany dojazd do hotelu. Doprawdy byłam pełna podziwu dla Any, że potrafiła to wszystko ogarnąć. Dla mnie komunikacja w Berlinie była totalnie czarną magią. Wink
Kiedy w końcu dotarłyśmy na miejsce, zbliżała się godzina 11.00 i sympatyczna pani z recepcji od razu wpuściła nas do naszego „królewskiego apartamentu”. Smile Wreszcie mogłyśmy się bezpiecznie ulokować, odpocząć i uspokoić po wszystkich porannych stresach. Wink Miałyśmy dużo wolnego czasu i mogłyśmy spokojnie się wyspać – przy miłym akompaniamencie drozda, śpiewającego nam zza okna.

Piknik pod prażącym słońcem

Ok. godziny 17-stej zwarte i gotowe ruszyłyśmy w drogę ku przygodzie. Najpierw metro, potem kolejka – a tam na stacji tłumy ludzi, którzy podobnie jak my zmierzali na koncert do Wuhlheide. Przynajmniej nie musiałyśmy się martwić, że zabłądzimy. Kiedy wysiadłyśmy na stacji docelowej, wystarczyło tylko podążać za nimi.
I tak sobie szłyśmy spacerkiem po zacienionej, leśnej drodze i z zaciekawieniem przyglądałyśmy się otaczającym nas ludziom. Rozpiętość wiekowa była zadziwiająca – od dzieciaków po emerytów – do tego co chwilę ktoś w koszulce Neny! Wreszcie doszłyśmy do celu, przeszłyśmy przez kontrolę przy bramkach i byłyśmy w środku – na legendarnym Kindl Bühne Wuhlheide. Po raz pierwszy bez czekania w kolejce i ścigania się o dobre miejsce pod sceną. Wink
Ogrom obiektu był porażający - podobnie jak niezmierzone masy ludzi, którzy już się w nim znajdowali. To robiło niesamowite wrażenie. Słońce prażyło niemiłosiernie, więc znalazłyśmy sobie zacienione miejsce na trybunach. Widok na scenę był całkiem dobry. Na dole, na płycie, było jeszcze dużo wolnego miejsca. Pod samą sceną kłębili się najwytrwalsi, dalej trochę ludzi porozsiadało się na kocach, i gdyby tylko nie świeciło słońce, którego z powodów zdrowotnych musze unikać, to bez żadnego problemu mogłybyśmy tam zejść. Postanowiłyśmy z Anią, że pod wieczór, kiedy będzie już trochę chłodniej, spróbujemy się tam wcisnąć.

Tymczasem wybiła 18-sta i zaczęła się impreza. Na scenie pojawił się sympatyczny prowadzący, który gorąco powitał zebraną na Wuhlheide, kilkunastotysięczną publiczność (ponoć było nas ponad 16 tysięcy!!!) i zapowiedział pierwszą wykonawczynię. Była to drapieżna Sharron Levy, podopieczna Neny z pierwszej edycji „The Voice of Germany”. Wyskoczyła na scenę w spodniach niemal identycznych jak te, które jej trenerka nosiła w 1984 roku (pamiętacie słynne zebry z koncertu w Birmingham?) i dała czadu ze swoimi rockowymi kawałkami i zachrypniętym głosem.
Po jej występie scenę znów przejął moderator, który znakomicie podkręcał imprezę i zachęcał ludzi do wspólnej zabawy. Ani trochę nie było nudno – atmosfera była naprawdę fantastyczna. Nigdy jeszcze nie byłam na takim mega-pikniku, gdzie całe rodziny bawiły się, tańczyły, śpiewały, zajadały kiełbaski i popijały piwo. Prawie jak „oktoberfest”, tylko, że latem. Wink
W międzyczasie dostałam sms-a od mojej koleżanki Kate Brave z polskiego fan clubu Kim Wilde. Okazało się, że ich ekipa już również dotarła na miejsce i stoją na dole, niedaleko sceny. Niestety, tam nadal świeciło słońce i nie mogłam do nich dołączyć. Miałam nadzieję, że może później się spotkamy, albo chociaż po koncercie uda nam się ze sobą przywitać i podzielić wrażeniami.
Wreszcie nadszedł czas na pierwszą prawdziwą gwiazdę wieczoru – Maggie Reilly, której dźwięczny głos jest jedną z muzycznych wizytówek lat 80-tych. Nigdy nie byłam jej wielką fanką, ale miło było posłuchać na żywo takie hity jak „To France”, „Everytime we touch” czy finałowy „Moonlight Shadow”. Pod koniec jej występu kręciłyśmy się trochę z Anią po Wuhlheide w poszukiwaniu czegoś dobrego do picia i zjedzenia, a potem zdecydowałyśmy się podjąć ryzyko i zejść na dół. I znowu nam się udało! Bez wielu godzin czekania i poświęceń stanęłyśmy w niewielkiej odległości od sceny, a w jeszcze mniejszej od wybiegu prowadzącego w głąb publiczności, i miałyśmy idealny widok na artystów. W tym momencie mogłam się już cieszyć, że zobaczę z bliska Nenę i Kim Wilde. Smile W międzyczasie zauważyłyśmy ekipę z niemieckiego forum, która tradycyjnie stała przy barierkach, i przywitałyśmy się z nimi.
Następny punkt programu dla mnie mógłby nie istnieć, albo przynajmniej być krótszy, bo dłużył się niemiłosiernie – chociaż wszyscy wokół mnie doskonale się bawili, włącznie z Anią. Był to zespół z lat 70-tych, Middle Of The Road, wykonujący takie przeboje jak „Soley Soley” czy „Sacramento”. Sympatyczna starsza pani w blond włosach i mini sukience skutecznie rozkołysała publikę, a ja zmagałam się z pijaną kobietą, która wiecznie we mnie wpadała lub trzaskała mnie po głowie balonami. Wink Cała jej ekipa była zresztą nieźle wstawiona i miałam ich szczerze dość. Cóż, takie uroki masowych festynów. Wink

„Perfect Girl”

Ok. godziny 20.30 spełniło się moje wielkie marzenie: po raz pierwszy zobaczyłam na żywo boską Kim Wilde! Najpierw na scenę wszedł jej zespół, z bratem Ricky’m, bratanicą Scarlett i basistą Nickiem Beggs’em na czele, a potem zjawiła się Ona: cała w czerni, z burzą długich blond włosów na głowie i okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Wyglądała zjawiskowo! Na jej widok zaczęłam histerycznie krzyczeć, a w oczach pojawiły się łzy. Oto kolejna idolka mojego dzieciństwa zeszła z plakatu i stała przede mną – kobieta z krwi i kości, a jednocześnie olśniewająca gwiazda. Ok., może i miała tu i ówdzie trochę za dużo kilogramów, ale taką ją właśnie kochamy – naturalną i nie udająca kogoś, kim nie jest. „Perfekcyjna dziewczyna to nie ja!”

Show rozpoczęła od wystrzałowego „Chequered Love”, który od razu podgrzał temperaturę na maxa. Co prawda dookoła mnie nadal trwał rodzinny piknik, ale nie brakowało fanów, którzy dopingowali swoją gwiazdę. Z pewnością najbardziej wyróżniali się nasi polscy „wilderowcy” w białych koszulkach i czapeczkach (które od czasu do czasu widziałam fruwające nad wybiegiem, bo stali po drugiej stronie, dokładnie naprzeciwko nas), ale również ekipa z niemieckiego forum Neny nie leniuchowała i dzielnie podkręcała imprezę. Rzecz jasna, my z Anią także szalałyśmy jak należy. Dla nas wszystkich to już nie był „letni oktoberfest”, lecz spotkanie z boginią popu!
Następnym utworem był mój ukochany „View from a bridge”, przy którym jak zawsze miałam dreszcze z wrażenia, a potem legendarna „Cambodia” z chóralnym „oooh” w wykonaniu publiczności. Po niej zabrzmiały dwa mega porywające kawałki - przebojowy „The second time” oraz „Never trust a stranger”, przy którym Kim i Scarlett dały na wybiegu wspaniały popis swoich wokalnych możliwości. Skąpo odziana córeczka Ricky’ego wyginała się przy tym jak mała kocica. Wink Zdaniem Ani, „Młoda” trochę za bardzo wychylała się przed szereg, ale mnie to w zasadzie nie przeszkadzało. Lubię Scarlett i cieszyłam się, że również ją mogę zobaczyć. Podobnie jak jej sympatycznego tatusia oraz ekscentrycznego Nicka Beggs’a, który niegdyś grał z moim ukochanym Limahlem w Kaja Goo Goo i nazywany był przez moją małą siostrzyczkę „Koralowcem”. Wink
Później usłyszeliśmy dwie piosenki szczególnie bliskie polskim fanom Kim Wilde. Pierwsza z nich to „You came”, która już chyba zawsze będzie się kojarzyła z legendarnym występem piosenkarki na festiwalu Sopot’88. Podczas wykonania tego utworu całe Wuhlheide klaskało do rytmu, a nasi „wilderowcy” sumiennie machali czerwonymi wstążkami.
Rzecz jasna nie mogło zabraknąć też „You keep me hangin on”. który w latach 80-tych był dla mnie sztandarowym hitem Kim Wilde. Nie muszę chyba dodawać, że kiedy go usłyszałam to znów miałam łzy w oczach. Emocje były ogromne!
Następnie Kimmy przygotowała dla nas małą niespodziankę – cover przeboju Alice Coopera „Poison”, który wyszedł jej naprawdę znakomicie.
Wszystko było absolutnie perfekcyjne – show na scenie, atmosfera pod sceną i pełna poweru Kim, która często wchodziła na wybieg, gdzie mogłam oglądać ją z bliska i patrzeć w jej śliczne oczy (bo po jakimś czasie rzecz jasna ściągnęła okulary). Widać było, że wraz z zespołem doskonale się bawią i nie żałują energii.
Kiedy zabrzmiały pierwsze takty legendarnego hitu „Kids in America”, który zwykle grany jest na finał, nie mogłam uwierzyć własnym uszom. To już koniec???? Jak to możliwe??? Ile to trwało? Pół godziny? Najwyżej 40 minut, z pewnością nie dłużej… To chyba jakiś żart…!!!
Niestety, nie był to żart… Po czadowym kawałku, który doprowadził Wuhlheide do wrzenia, Kim i jej zespół ustawili się w szeregu i ukłonili. Widownia głośnym skandowaniem domagała się bisów, ale bezskutecznie. „Dziękuję!” – zawołała piosenkarka – „Teraz możecie się cieszyć na spotkanie z uroczą Neną!”
Oczywiście, że się cieszyłam na Nenę, ale wciąż jeszcze nie miałam dość Kim! Chciałam jeszcze!!!! Kiedy zniknęła ze sceny, czułam ogromny niedosyt. Jej występ trwał zdecydowanie za krótko. Sad
Nie zmienia to jednak faktu, że ujrzenie jej na żywo i uczestniczenie w jej koncercie było dla mnie cudownym przeżyciem, które niezmiernie mnie uszczęśliwiło. W końcu po tylu latach i tylu zmarnowanych okazjach udało mi się tego dokonać! Kim Wilde co najmniej kilka razy występowała w Polsce, a ja musiałam pojechać aż do Berlina, żeby ją zobaczyć. Teraz wreszcie mogłam poczuć się jej spełnioną fanką!

***************************************************************************

Po zakończeniu występu angielskiej blond bogini rozsiadłam się na ziemi, żeby nabrać sił przed najważniejszym wydarzeniem wieczoru. Zaczęło się końcowe odliczanie i napięcie rosło! Ekipa szykowała scenę dla Neny, a my z Anią tradycyjnie wypatrywałyśmy naszego ulubieńca Bindi’ego. W międzyczasie dostałam kolejnego sms-a od Kate, która napisała, że nie zostają na Nenie, bo są zbyt zmęczeni i chcą już wrócić do hotelu. Tak więc niestety nie udało nam się spotkać po koncercie… Sad

„Czy masz dla mnie trochę czasu?”

Tymczasem nadeszła chwila, na którą najbardziej czekałam – około godziny 21.45 na scenie zaczynają się pojawiać członkowie zespołu Neny: perkusista Van Romaine, gitarzyści Nader Rahy i John Andrews, „klawiszowcy” Derek von Krogh i Arne Augustin oraz nowy basista Richard Hammond, tymczasowo zastępujący chorego Paula di Leo. Po lewej stronie sceny zasiadają dwie wiolonczelistki, a centralne miejsce pod wielkim ekranem zajmuje chórek – wokalistka Aleen oraz dorosłe dzieci Neny – Sakias i Larissa.

Scena rozbłyskuje feerią barw, a nasze uszy rozdzierają pierwsze dźwięki „Haus der drei Sonnen” - w jeszcze bardziej rockowej i czadowej wersji niż ta z 2002 roku. Z wrażenia serce podchodzi mi do gardła. Zaczyna się!!!! Yeah!!!!!

Na scenie błyskają oślepiające światła i dzieje się tyle, że trudno wszystko ogarnąć, ale mimo wszystko od razu udaje mi się zobaczyć Ją – główną bohaterkę wieczoru! Wbiega niczym petarda – z promiennym uśmiechem i uniesionymi w górę rękoma wita publiczność i zaczyna szaleć. Skacze jak gumowa piłeczka, rzuca włosami na wszystkie strony i śpiewa silnym, mocnym głosem. Jej wygląd zwala mnie z nóg – zawadiacka grzywa, czarna skórzana kurtka i takież spodnie, a do tego wiśniowa koszula, nitowany pas i botki z frędzlami. Wow!!! Zaraz oszaleję!!! To niemal taka sama Nena, jaką poznałam i polubiłam 30 lat temu! Moja „dzika Rocklady” z 1984 roku! Nie mogę uwierzyć własnym oczom! Momentalnie zapominam o zmęczeniu i czuję się jak nowo narodzona.

Atmosfera na Wuhlheide zmienia się diametralnie. Nie ma już pikniku – ludzie wreszcie zachowują się tak, jak na prawdziwym koncercie. Zupełnie jakby Nena rzuciła na wszystkich czar. I chyba tak właśnie zrobiła, bo jej magnetyzm i charyzma są naprawdę ogromne.

Pierwszy kawałek dobiega końca i następuje krótkie powitanie: „Halo Berlin! Pięknie, że tu jesteście!!!” Na dłuższe pogaduszki nie ma czasu. Nena ma tylko godzinę, a chce dać z siebie jak najwięcej. I oto już dobiegają mnie pierwsze tony następnej piosenki. Łaaaaaa!!! Drę się jak opętana, a ze mną wszyscy dookoła. Co nas tak poruszyło? Oryginalny wstęp do „Nur geträumt” – identyczny jak na pierwszej płycie! W tej wersji Nena nie grała tego chyba od lat 80-tych! Prawdziwy „powrót do źródeł”. Obie z Aną jesteśmy w siódmym niebie.

Szaleństwo trwa, Nena wskakuje na wybieg i odstawia tak karkołomne figury, iż momentami martwię się, że spadnie. Skąd ta kobieta ma tyle energii??? Skacze i wygina się kilka metrów przede mną, a ja nie mogę uwierzyć, że znowu mogę być tak blisko niej i patrzeć prosto w te elektryzujące oczy. Naprawdę nie sądziłam, że znowu mi się to uda.

„Nur geträumt” skutecznie rozkręca publikę i Nena nawet nie musi nikogo namawiać do wspólnego śpiewania refrenu. Jak ja kocham takie chwile! A potem robi się jeszcze piękniej – gwiazda siada na taborecie z gitarą akustyczną w ręku i zaczyna grać kultowy „Znak Zapytania”. W tym momencie obie z Anią jesteśmy w niebie – dla każdej z nas to szczególna piosenka. 30 lat temu słuchałyśmy ją w „Trójce”, a dziś na żywo w Berlinie. Łzy w oczach, gęsia skórka na plecach, a w sercu szczęście i wzruszenie. Dla takich chwil warto żyć!

Po chóralnym odśpiewaniu przez publiczność refrenu „Heut komm ich…”, tempo przyśpiesza. Rockowa dama w skórzanych spodniach znów jest blisko nas na wybiegu i prezentuje nową piosenkę – „Kreis”. Wow! Izunia cała happy! Bałam się, że nie będzie premierowych kawałków, a tu taka niespodzianka!

Piosenka jest wystrzałowa – ma w sobie rockowy power i chyba trochę hip hopowego klimatu. Refren wpada w ucho i chociaż słyszę go pierwszy raz, to od razu chwytam melodię i próbuję wyśpiewywać razem z Neną: „Kein Stillstand, alles dreht sich so schnell, wie ein Riesenkarussel.” (oczywiście nie zapamiętałam tego tekstu, nie jestem aż tak dobra. Wink Znalazłam go później w artykule prasowym).

Nagle do wokalistki dołącza jej syn: „Hej, jestem Sakias!” – woła przemierzając wybieg – „Macie ochotę zaśpiewać na nowej płycie Neny? Będziemy was nagrywać!” Razem z mamą intonuje chwytliwe „oooh-oooh…”, które my głośno i ochoczo powtarzamy za nimi. Atmosfera trochę jak na meczu. Czegoś takiego jeszcze na koncercie Neny nie przeżyłam. Jest super! W międzyczasie zauważamy z Anią, że po scenie kręci się facet Neny – Philipp - i kręci kamerą. Wow! Co tu się dzieje? Czyżbyśmy mogły liczyć na jakiś pamiątkowy film z „naszego” koncertu? Byłoby wspaniale.

I już leci następny kawałek. Spoglądamy na siebie zdziwione i zastanawiamy się, co to jest. „Zaubertrick”? Nieee!!!! To znów premierowa piosenka! No nie wierzę! Co za odwaga - grać tyle premierowego materiału na „rodzinnym pikniku”. Cóż, jak widać, Nena może wszystko! Smile Utwór nosi tytuł „Betonblock”, ma przebojowe, nowoczesne brzmienie i jak dla mnie to murowany hit!

Po tej małej podróży w przyszłość – czyli do nowego, jeszcze nie opublikowanego albumu Neny – cofamy się do lata 2002 roku. Wokalistka wraca z wybiegu na scenę, staje za jakimś kosmicznym sprzętem, który chyba ma coś wspólnego z instrumentami klawiszowymi (sorry, nie znam się Wink ) i zaczyna grać ówczesny hit „Oldschool baby”. Wuhlheide zmienia się w wielką dyskotekę i wszyscy tańczą, rozkołysani elektronicznymi bitami, które serwuje DJ Nena. Partie Westbama tradycyjnie przejmuje Nader, a na mnie szczególne wrażenie robi porażająca wokaliza „szefowej”. Uwielbiam, kiedy się tak wydziera! Wink

Po tych szaleństwach, z tempem podkręconym na maksa, przychodzi czas na chwile zadumy i wzruszenia. Nena, siedząc na taborecie, śpiewa z wielkim uczuciem balladę „In meinem Leben”, a z tyłu, na rozciągniętej zasłonie, pojawia się jej cień, który niczym w bajce o Piotrusiu Panu zaczyna żyć własnym życiem. Przepiękny show!

Wpatrzona i wsłuchana, ocieram łzy z oczu. Marzyłam, by usłyszeć tę cudowną i bardzo mi bliską piosenkę na żywo, i udało się!

Po tych emocjonalnych uniesieniach znów zaczyna się totalna zabawa. Wokalistka bierze do ręki gitarę elektryczną i zaczyna grać jedną z atrakcji tegorocznej trasy - „Zaubertrick” - prawdziwą perłę wyłowioną po latach z oceanu jej starych piosenek. Nowa wersja ma w sobie punk rockową zadziorność i wprowadza w doskonały nastrój.

Pierwsze tony następnej piosenki ponownie wywołują ekstazę na widowni – legendarny „Leuchtturm”, klasyka w pełnym tego słowa znaczeniu. I znów z oryginalnym wstępem z 1983 roku!

Szaleństwo sięga zenitu i całe Wuhlheide śpiewa ten jakże skomplikowany refren „aaaah” - a potem „so wie es ist und so wie du bist…”, czyli zarówno starą, jak i nową wersję tego porywającego hitu. W pewnym momencie Nena znów sięga po gitarę i serwuje nam soczyste riffy z „Jumpin Jack Flash” Rolling Stonesów, podczas gdy chórek i widownia cały czas śpiewają „aaaah”. Brzmi to na prawdę rewelacyjnie. Jestem pod mega wrażeniem. Łobuzerski uśmieszek wokalistki wskazuje na to, że i ona świetnie się bawi. W ogóle podczas tego koncertu często śmiga po scenie z gitarą. Raz nawet odstawiła popisową solówkę, ale niestety nie pamiętam przy którym utworze.

Również przy następnym kawałku pokazuje swój gitarowy kunszt. To kolejna premiera – otoczony już wśród fanów aurą legendy utwór „Berufsjugendlich”, w którym piosenkarka rozlicza się ze stereotypami, jakie rozpowszechniają na jej temat media. Stoi przed mikrofonem, szarpie w struny i ze swoją arogancką minką śpiewa ironicznym tonem: „Nena, nie możesz być przecież taką zawodową nastolatką!” Ten nonszalancki, rockowy kawałek z pewnością będzie sensacją. Na mnie zrobił ogromne wrażenie. Uwielbiam takie klimaty.

„Czy masz dla mnie trochę czasu…?” Te słowa mówią mi tak wiele… 30 lat temu właśnie od nich wszystko się dla mnie zaczęło: moja pasjonująca przygoda z Neną, która przywiodła mnie aż tutaj. Tego wieczora „99 baloników” ma dla mnie szczególny wydźwięk – to kulminacyjny moment mojego jubileuszowego „świętowania”. Wciąż nie mogę uwierzyć, że właśnie w taki sposób mogłam uczcić tą ważną dla mnie rocznicę!

„99 Luftballons” rzecz jasna doprowadza Wuhlheide do ekstazy. Nena rzuca w publiczność ogromne balony i szaleje tak, jak tylko ona potrafi. To nie są puste słowa – ta kobieta na prawdę daje czadu w stu procentach! Ja ledwo żyję po ekstremalnie upalnym dniu, a ona skacze i wije się jak wąż w opiętych spodniach ze skóry. Oczywiście dawno już zrzuciła kurtkę i koszulę, i została w czarnym topie na ramiączkach.

„Złapałam zbłąkany balonik i pozwoliłam mu odlecieć…” – to znów symboliczne słowa, bo koncert dobiega końca i czas się pożegnać z moją idolką.

Chłonę więc te ostatnie chwile, a piosenkarka i jej band grają właśnie finałowe „balony” na melodię „Hey Jude”. Sakias, Larissa, Aleen, dziewczyny od wiolonczeli – wszyscy wchodzą na wybieg i rozkręcają imprezę. Wuhlheide eksploduje! Nastrój jest fenomenalny! Mam łzy w oczach, bo sądzę, że to już koniec koncertu. Nie liczę na bisy, bo inni artyści też nie mogli ich grać.

I rzeczywiście nie ma bisów - ale Nena wcale nie schodzi jeszcze ze sceny! Leci „Irgendwie Irgendwo Irgendwann”!!!! Show ciągle trwa!!!! A my z Anią szalejemy ze szczęścia!

Scena owiana jest niebieskim światłem i rozbrzmiewa oryginalny, tak przez nas kochany, wstęp z 1984 roku. Znowu ciarki na plecach!!! Emocje sięgają zenitu! Kolejny legendarny hit mojego 30-lecia: „trójkowa” lista przebojów, zdjęcia ze „Świata Młodych”… Wiecznie żywe wspomnienia materializują się w Berlinie i życie zatacza koło. Bawię się wspaniale i cieszę się ostatnimi wspólnymi minutami z Neną i jej wspaniałym zespołem.

Koniec. Oklaski, krzyki, euforia… Nena promienieje! Bierze gitarę, siada na taborecie i zapowiada pożegnalną piosenkę – „Zusammen”. My z Anią w krzyk. WOW! Śpiewa dalej! I to „Zusammen”, o którym tak marzyłyśmy! Czy można chcieć więcej?

To finałowe wykonanie „Zusammen” powala mnie na łopatki… Nie da się opisać moich uczuć i emocji. Nie da się opowiedzieć, jak pięknie Nena śpiewa i jak sprawia, że przez tą chwilę wszyscy czujemy się jednością: „Jak słońce i księżyc należymy do siebie…”

Na koniec stawia statyw z mikrofonem na wybiegu i teraz my mamy śpiewać dla niej. Cudowne, niezapomniane chwile. Ta piosenka, ta muzyka, to przesłanie, ten chóralny śpiew publiczności… Ten uśmiech na twarzy Neny; to spojrzenie, które zdaje się kierować prosto na mnie; ten magnetyzm, którym emanuje, i ta magia, którą roztacza…

Warto było znieść wszystkie trudy, by przeżyć tą godzinę z Neną. Godzinę, w trakcie której dała z siebie wszystko – a nawet więcej.

A teraz żegna się z nami – ona, jej chłopcy, jej dzieci, jej chórek i wiolonczelistki. Szaleją razem na wybiegu (w pewnym momencie nawet ktoś z zespołu o mało z niego nie spadł!), a potem stają w rządku na scenie i kłaniają się nisko.

„Cześć!!!! Na razie!!!!” – woła Nena – „Mam nadzieję, że wkrótce znowu się spotkamy!”

Robi mi się smutno, że to już na prawdę koniec – ale jednocześnie jestem szczęśliwa, że dane mi było przeżyć coś tak cudownego i pięknego. Z pewnością jeszcze długo nie będę mogła ochłonąć. Jestem w absolutnym szoku i nie wierzę, że to wszystko na prawdę się zdarzyło.

Czasem życie staje się piękniejsze od marzeń.

***************************************************************************

Kiedy Królowa i jej świta zeszli ze sceny, zrobiłyśmy sobie z Anią mała foto-sesję na tle wielkiego portretu Neny, który pojawił się na ekranie po jej wyjściu. W międzyczasie podeszła do nas Anita i chwilę pogadałyśmy, a później postanowiłyśmy uciekać z Wuhlheide, zanim te wielotysięczne tłumy ruszą do wyjścia. W związku z tym niespecjalnie podziwiałyśmy finałowe fajerwerki, ale z tego co rzuciłam okiem wyglądały imponująco.
Przez całą drogę powrotną przeżywałyśmy koncert Neny i nie mogłyśmy dojść do siebie z wrażenia. Obie byłyśmy oszołomione i stale powtarzałyśmy, że nie wierzymy, iż to się działo naprawdę. Nena powaliła nas na kolana! Osobiście nie spodziewałam się, że znowu jej się to uda. Byłam przekonana, że za trzecim razem nie będzie już takich emocji, ale na szczęście się myliłam. Każdy koncert był inny i każdy przyniósł ze sobą niezapomniane wrażenia. Również występ Kim Wilde był dla mnie cudownym przeżyciem – szkoda tylko, że taki krótki…
Obie z Anią byłyśmy szczęśliwe i uznałyśmy zgodnie, że warto było podjąć każdy trud, by się tutaj znaleźć. Po powrocie do hotelu długo jeszcze gadałyśmy o dzisiejszych przeżyciach. Długo po północy położyłyśmy się w końcu spać – i tak zakończył się ten piękny dzień, który na zawsze pozostanie w naszej pamięci.

Nena, Kim – dziękuję Wam za ten niezapomniany wieczór w Berlinie!

You are the best!

Ritta, 28.07.2014


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NENA-LAND Strona Główna -> NENA IN ACTION Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin